Les années PRL

Démarré par Archives, 07 Octobre 2023 à 01:47:43

« précédent - suivant »

Archives

#45
Posté par: Vendôme (IP Loggée)
Date: 14 mars, 2013 17:05

    Citation:
    "niu-nia"
    Moja rodzina pochodzi z Podkarpackiego


ee, to my som sasiedzi ! Bieszczady tez piykne winking smiley

A tu, znos ? https://bieszczadzkieforum.pl/?sid=1bad479d889064ab6268f1f700a0c26c

Archives

Posté par: halszka (IP Loggée)
Date: 13 mars, 2013 21:11

Bon, je ne vous dérange plus alors.J'ai pensé simplement que cela va vous faire plaisir de pouvoir lire le texte en polonais.smileys with beer
Je vois que je n'ai pas de mêmes racines que les autres...Je préfère m'exprimer en polonais.

P.S.
Merci gornik91 pour la traduction.

Archives

Posté par: halszka (IP Loggée)
Date: 17 mars, 2013 14:41

Dziekuje Vendôme za piekne goralskie slowa. Ciesze sie, ze niektorzy rozumieja, iz w obcym jezyku nie wszystko mozna wyrazic tak jak sie chce i to nie chodzi tylko o bledy.O tym co jest juz tylko wspomnieniem, szczegolnie z moich mlodych, polskich lat naturalniei pisze mi sie po polsku. Francuska terazniejszosc to co innego," dla chleba Panie, dla chleba"

Milej przedwiosennej niedzieliWszystkim
zycze, a Niektorym umiarkowania w spozywaniu polskiego piwka z okazji Sw. Patryka"Je suis d'accord"

Archives

Posté par: Vendôme (IP Loggée)
Date: 17 mars, 2013 19:25

    Citation:
    "halszka"
    wspomnieniem, szczegolnie z moich mlodych, polskich lat


... czyli w zeszlym roku

Archives

Posté par: halszka (IP Loggée)
Date: 19 mars, 2013 22:46

Effectivement, je me sens plus utile et plus à l'aise dans la rubrique "Mowimy po polsku"donc je ne vais pas vous raconter ma vie en PRL.winking smiley

Pozdrawiam wszystkich, ktorzy czytaja i rozumieja po polsku i pozostalych rowniez.

Halina

Archives

Date: 20 mars, 2013 02:20

Szkoda Halinko : "c'est dommage Halinko", car ta vie au temps du PRL aurait intéressé beaucoup de Beskidiens, ton témoignage ajouté à ceux des autres.....

Opowierz mnie wtakiem razie.....smiling smiley

Pozdrowienia serdeczne, et à bientôt !!

Krysia

Archives

Posté par: Vendôme (IP Loggée)
Date: 20 mars, 2013 03:24

    Citation:
    "niu-nia"
    Opowiesz mnie w takiem razie


Ladnie ! A my co ?... Maslo sprzedalismy Niemcom w czasie wojny !??

Archives

Posté par: Vendôme (IP Loggée)
Date: 16 mai, 2013 22:41

... nadal czekamy

Archives

Posté par: yitin (IP Loggée)
Date: 21 mai, 2013 16:08

Z początku nawet nie zwróciłem na ten wątek uwagi. Cóż bowiem może być ciekawego w temacie "Les années PRL" dla kogoś, kto czas cały żył w PRL-u i nie wyemigrował z Polski w okresie PRL, chociaż miał ku temu możliwość? Ba, ja nawet wróciłem do Polski w 1982 roku po blisku półrocznym pobycie w Anglii, lecz bynajmniej nie po to, by wracać do PRL-u, ale dlatego by wrócić do Polski.

Nie wyobrażałem sobie jednak, abym już na zawsze miał zostać Anglikiem, gdyż tak właśnie by się stało, gdybym zdecydował się tam, czyli na Zachodzie, pozostać. Nie ukrywam, że w Anglii wszystko bardzo mi się podobało; mieszkałem w pięknym angielskim mieście uniwersyteckim, w rdzennie angielskim środowisku, dosyć dobrze porozumiewałem się tamtejszym językiem, a nawet nieformalnie uczęszczałem na zajęcia z medycyny w tamtejszym szpitalu wraz ze studentami tamtejszego uniwersytetu. Słowem, bez żadnego problemu mógłbym stać się w ciągu pięciu lat pełnoprawnym Anglikiem, a ponieważ mówiłem po angielsku z bardzo dobrym akcentem, mogłem nawet pewnego dnia stać się Anglikiem "pełnokrwistym", tj. zupełnie nieodróżnialnym od innych, bardziej prawdziwych niż ja, Anglików.

PRL natomiast nigdy nie wzbudzał mojego entuzjazmu. Ale też w komunistycznym świecie można było znaleźć swoje miejsce, nie zapisując się do komunistycznej partii i dystansując się od obowiązującej proletariackiej i "jedynie słusznej" ideologii. Pokazuje to chociażby przykład obecnej niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, której najnowsza biografia, opublikowana niedawno w Monachium, przynosi zaskakujące, niemal szokujące dla opinii publicznej fakty. Według tej biografii, pani kanclerz poszła nawet nieco dalej niż piszę, gdyż zapisała się ona do SED (Sozialistische Einheitspartei Deutschlands) - i chociaż obracała się w uniwersyteckim, reformatorsko nastawionym kręgu zwolenników "socjalizmu z ludzką twarzą" - całkiem dobrze funkcjonowała w NRD-owskiej komunistycznej rzeczywistości.

Jednakowoż przebywając w Anglii na gościnnym wikcie swoich angielskich przyjaciół, zdawałem sobie sprawę, że rozpoczęcie życia na własny rachunek w Anglii oznaczać będzie dla mnie bycie wyrzuconym na "obcy brzeg", że stanę się człowiekiem nie mającym zaplecza emocjonalnego wśród rodziny i przyjaciół oraz nie mającym własnego zaplecza finansowego, a to szybko skaże mnie na los zarobkowego emigranta bez przyszłości. Oczywiście, byli i są ludzie, którzy w takich warunkach z powodzeniem daliby sobie radę. Moje dorastanie w Polsce w rodzinie rozdartej konfliktami nie czyniło mnie jednak silnym psychicznie człowiekiem. Ponadto, medycyna, którą zacząłem studiować jeszcze w kraju, nie była moim właściwym wyborem i zdawałem sobie sprawę, że kontynuacja tej drogi na obczyźnie będzie dla mnie bardzo obciążająca. Tak więc, szereg różnych czynników zadecydowało tym, że wróciłem do Polski i jeszcze przez siedem i pół roku miałem okazję doświadczania tego, co nazwane zostało tutaj pięknie po francusku przez Stéphane'a "les années PRL", ale co w rzeczywistości tak piękne nie było.

Z "powrotu do PRL-u" pociągiem pamiętam jedna zabawną scenkę. Na granicy enerdowsko-peerelowskiej przyszedł nasz pogranicznik albo celnik i zapytał, co wiozę. Teraz wiem, że chodziło mu m.in o tzw. bibułę. Gdy okazało się, ze mam dwa egzemplarze paryskiej "KULTURY" wydanej w formacie kieszonkowym, a otrzymanej w POSK (emigracyjnym Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym) w Londynie, ostrzegł mnie abym to wyrzucił gdyż - jak powiedział - NRD-owscy celnicy mogą mnie wysadzić z pociągu i zatrzymać na granicy, jeśli to przy mnie znajdą. Schowałem więc oba numery do pojemnika na odpadki znajdującego się w przedziale. NRD-owscy celnicy, którzy weszli do przedziau niedługo po nim, okazali się bardzo nieprzyjemni i przeszukali cały mój bagaż, nie zaglądajac wszakże do śmietniczki, w której w ten sposób przemyciłem do kraju słynne wydawnictwa "Instytutu Literackiego" Jerzego Gedroycia z Maisons-Laffitte pod Paryżem.

Archives

Posté par: Vendôme (IP Loggée)
Date: 21 mai, 2013 22:02

Bonne pioche ! Dobry wybor. Chyba dzisiaj nie zalujesz.

(... potwierdzam ze celnicy i straż graniczna NRD to byla rzeczywista zaraza)

Archives

Posté par: yitin (IP Loggée)
Date: 22 mai, 2013 12:00

Vendome : Bonne pioche ! Dobry wybor. Chyba dzisiaj nie zalujesz.

Peut-être ! Mais je me demande parfois si c'était la France au lieu de la Grande-Bretagne que j'avais visité, j'aurais fait le même choix !?

La civilisation et la culture française sont beaucoup plus proches de la civilisation polonaise, je crois, que est la civilisation anglaise (ou britannique). Une bonne épreuve pour cette constatation serait... ma femme qui ne parle pas anglais ni français, alors elle ne peut apercevoir ces deux cultures qu'au niveau d'émotions et, en quelques sorte, de "body language" (sans y tenir compte de mes traductions). Après notre séjour de dix jours à Nice l'an dernier, ma femme a declaré instantanément son envie d'y retourner encore une fois, tandis qu'après notre séjour en Angleterre il y a quelques années elle ne dit toujours rien sur le sujet d'y revenir. Au niveau de la langue, certains mots français seront tout de suite compris et, en tant qu'assimilés dans le polonais depuis beaucoup plus tôt que les mots anglais, seront perçus même presque comme des mots polonais propres. Le mot "coquette", par exemple, est compris tout de suite par un Polonais et, en particulière, par une Polonaise, qui ne parle pas la langue. Quand une vielle dame de 82 ans qui nous avait invité pour un café chez elle à Villefranche-sur-mer s'est exclamée vers moi avec un certain étonnement en jetant un coup d'oeil sur les ongles de ma femme faits soigneusement en blanc : "Mais la dame est très coquette, très soigneuse !", je ne devait pas traduire cela pour mon épouse ! Ce comportement très naturel de la vielle dame avec les expressions utilisées était sans doute un aspect de la "culture francaise très proche de la nôtre" et en même temps si différente de la culture britannique.

Un rapport avec les "années PRL" ici ? Oui. Pendant les années 1940 à Paris où la vielle dame a vecu à cette époque-là, elle a connu des Polonaises qui étaient les immigrées de PRL (ou peut-être de l'avant-guerre). Elle les a décrites à nous avec grande admiration comme "des femmes très braves et fortes", mais sans doute elle ne les a pas associées beaucoup avec cette élégance plutôt discrète qui l'a tant surprise chez ma femme.

Archives

Posté par: Vendôme (IP Loggée)
Date: 31 mai, 2013 18:23

Belle prestation de la langue française yitin. Compliments

Ton épouse est dans le vrai : les Britanniques, c'est un peuple à part. Une engeance, la preuve : le Bon Dieu les a mis sur une île.

j'ai vécu près d'un an en Angleterre dans ma (folle) jeunesse et j'ai gardé le souvenir d'une société hypocrite. Visiblement ça n'a pas changé. J'ai ami retraité qui vient de Honk-Kong ; quand la colonie est retournée à la Chine, il a vendu son entreprise et à déménagé en Angleterre. Il y est resté moins de 6 mois, il ne pouvait plus supporter la mentalité, et s'est installé en France, dans le Lot.

Quand à l'élégance des British, elle est à l'image de leur reine, couleurs guimauves et galures à effrayer les corbeaux.

Archives

Posté par: nono42 (IP Loggée)
Date: 03 juin, 2013 09:01

Un petit caf?Bonjour, bien qu'ayant une sœur vivant en Irlande (est ce le même esprit que chez nos amis anglais, je ne sais pas, je n'y suis jamais allé), j'adore la description:

    Citation:
    Vendôme
    les Britanniques, c'est un peuple à part. Une engeance, la preuve : le Bon Dieu les a mis sur une île. / Quand à l'élégance des British, elle est à l'image de leur reine, couleurs guimauves et galures à effrayer les corbeaux.


Bonne journée à toussmiling smiley

bruno

Archives

Posté par: raphaelsun (IP Loggée)
Date: 16 mai, 2014 10:41

Je vais un peu relancer le sujet....


J'ai vécu en Pologne jusqu'à l'age de 9 ans (1989). Je me rappelle surtout que l'on avait le sens de la débrouille.

Quelques anecdotes dans le désordre qui prêtent à sourire ou pleurer :
- Je collectais les journaux et les cartons pour les revendre au poids. Cela me permettait parfois de payer une glace.
-Je me rappelle aussi avoir eu des chaussures de foot, crampons moulés.Je vous dis pas comme je frimais avec....Le plus drôle,je m'en servais surtout pour aller à l'école !
- A l'école, à la pause, nous ne mangions pas de mars, twix mais un genre de knacki.
- A la récré, notre jeux préféré n'était pas les billes mais la course des capsules de bière, vodka le long des bordures du trottoir.
- On avait des visites médicales "collectives". Le sous pesage en rang des testicules, la recherche des poux et le contrôle du taillage des ongles paraissent aujourd'hui surréalistes.
-Le papier wc était presque un luxe, j'ai du plusieurs fois m'essuyer les fesses avec le journal et sur Jaruzelski grinning smiley
- La grande pharmacie de Poznan ressemblait à la banque de France. Tout était grillagé, les médicaments étaient un véritable trésor.
- Le remplissage du frigo était LA PRINCIPALE SOURCE d'inquiétude. Il arrivait parfois qu'il se remplissait alors que nous n'avions pas un seul zloty.D'autres fois, alors que nous avions quelques zlotys, c'était autour des magasins d'être en rupture. Bref, par un phénomène mystérieux, nous arrivions à nous nourrir !
- En hiver, il ne fallait pas oublier de laisser couler un filet d'eau au robinet afin que le tuyau du couloir ne gèle pas. Le charbon était également une préoccupation. Je me rappelle être assis sur une luge chargée de charbon et traînée par mon père. A priori, son chargement n'était pas très légal, il craignait de croiser la milice.
- Les fêtes viraient à l'hystérie et au marché noir généralisé. Tout se refilait sous le manteau, de la vodka à la carpe qui finissait dans la grande bassine qui nous servait accessoirement de baignoire.
- Prendre le train était déjà une belle sortie, visiter les magasin "dollars" inaccessibles au petit peuple, ou on y vendait des légos était une attraction.



Bref c'était mon quotidien qu'au fond je trouvais normal.