Francja Polska

 

DAWNY SYSTEM TWORZENIA I TRANSMISJI NAZWISK


Osobiście, od samego początku swoich poszukiwań, wiedziałem, że Orpelowie kiedyś nosili inne nazwisko: Rzepka. O tym opowiadali ojciec i stryj z Francji i ciotki z Polski. Kiedy pytałem dlaczego tak było, mogłem usłyszeć piękną legendę rodzinną ( o osieroconym po epidemii cholery dziecku z rodziny Rzepków przyjętym przez jakiegos « obcego » Orpela). Sprawdzenie tego wszystkiego stanowiło, jakby powiedzieć, moim pierwszym zadaniem genealogicznym. Ostatecznie żegnałem się z tą miłą legendą, ale pozostał fakt : Orpelowie posiadali w dziewiętnastym wieku istotną kolekcję … nawet pięciu różnych nazwisk …

Uświadomiłem sobie, że nie inaczej było u innych rodzin. Nie brakowało w księgach aktów, gdzie nazwiska skreślono, poprawiano, zmieniono, lub gdzie dodano, za pomocą takich krótkich słów jak « alias », « seu », « vel », « genantt »,« zwany », do drugiego, całkowicie innego nazwiska.

Tych przekreśleń, tych modifykacji i tych łączników łacińskich, niemieckich lub polskich, nie należy lekceważyć. Świadczą o tych czasach, w których nazwiska podlegały innym regułom niż tym panującym obecnie.

Genealog bowiem w czasie badań powoli oddala się od systemu nowoczesnego nazwiska i szukając przodków, zbliża się do epoki dawnego systemu nazwiska zwyczajnego. Powoli zmieniają się, nie sama pisownia lub koncówki nazwisk, ale zasady ich posiadania i przekazywania. Co prawda, jest ciąglość między dwoma systemami : dużo, może nawet większość nazwisk zwyczajnych z siedemnastego wieku  istnieją jeszcze do dzisiaj i zmieniły się na nasze obecne nazwiska, które otrzymujemy i posiadamy na mocy ustaw i reguł prawnych, o których nie było mowy dawniej.

Można oswoić się z tym dawnym systemem onomastycznym po prostu za pomocą kilku konkretnych przykładów.

Chcemy więc najpierw poszukiwać w parafii Konary (w Wielkopolsce kolo Miejskiej Górki) aktu urodzenia naszego przodka Wawrzyńca Balcera, prawdopodobnie na początku lat 80 tych osiemnastego wieku. Rodziców nie znamy. Wiemy, że Wawrzyniec używał przez całe życie tylko i wyłącznie nazwiska Balcer (lub Balcrowiak w metryce ślubu).

Ale brak Balcerów w tych latach … Dopiero w 1791 r. znajdujemy , nie Wawrzyńca, lecz Elżbietę Balcer, a do roku 1800 jeszcze troje dzieci, wszystkie urodzone od Grzegorza i Justyny.

Cofnijmy się trochę do tyłu : notujemy inne dzieci Grzegorza i Justyny , lecz zarejestrowane inaczej : w 1781 r., urodził sie Wawrzyniec Justynian … to nareszcie nasz przodek , ale jako nazwisko podano Bartkowiak , a potem dwoje dzieci … i tu było napisane Żurek.

Czworo dzieci zmarło młodo … a jedno z nich figuruje jako syn Grzegorza i Justyny … tym razem zwanych Kaczmarków.

A zatem, mamy do czynienia z czterema nazwiskami , Bartkowiak, Zurek, Kaczmarek i Balcer … Co to za bałagan ?

Oczywiście, będzie nam teraz potrzebny akt ślubu tej pary . Od razu znajdujemy go, w tej samej parafii, w 1780 r. : Grzegorz Kaczmarek z Justyną Żurkowianka … Zdajemy sobie sprawę , ze jeżeli Grzegorz występowal póżniej jako Żurek, to tylko wina jego żony .

Ale dalej ! Chcemy odkryć akta ich urodzenia, może w latach 50 tych ?

Z Justyną nie ma problemu : urodziła się w 1757 r., a czytając akt chrztu, dowiadujemy się, że była córką Baltazara i Agnieszki Żurkowiaków …

Gdyż Balcer jest polską formą imienia Baltazar, nie ulega wątpliwości, że nazwisko Balcer powstało prosto od imienia przodka, tylko nie od imienia ojca, ale od teścia.

Po dodatkowych badaniach, odkrywamy, że Baltazar odziedziczył swoje nazwisko od swego ojca kmiecia Andrzeja Żurka. Ale sam Andrzej nie był Żurkiem od urodzenia : kiedy sie ożenił w 1723 r. z Reginą Dworczanką, przedstawił się jako Niziuł. Dopiero od 1731 r. został zwany Żurek. Nosił zresztą także przezwisko Konieczny, przynajmniej w 1738 r. i w 1739 r.. Sympatyczny ksiądz napisał wówczas razem oba nazwiska : «  Żurek dictus Konieczny » .

Wobec tego, metryka chrztu Baltazara ( z 1724 r.) nie zawiera wzmianki nazwiska Żurek, lecz Niziuł (w parafii występują liczni Niziołkowie) .

Wróćmy do naszego Grzegorza. Wiemy teraz, od kogo otrzymał nazwiska Żurek i Balcer, od rodziców, na pewno nie. Pierwotne nazwisko Grzegorza, zdaje się, to Kaczmarek. Ale co z tym Bartkowiak ?

Ponieważ wgłębiliśmy się już dobrze w księgach parafii Konary, to mogliśmy zauważyć, że nie ma tutaj rodzin z takimi nazwiskami. Można by sie zastanawiać, czy naprawdę Grzegorz był z tej parafii.

Według jego aktu zgonu, w 1827 r. , zmarł licząc 70 lat, więc urodził się około 1757 r…

Ale w tych latach nie ma żadnego Grzegorza, oprócz Grzegorza Gębiaka, urodzonego i zmarłego w 1758 r., i Grzegorza Żurkowiaka, syna Baltazara, brata Justyny, ur. w 1755 r.

Koniec ankiety ?

Spróbujmy jeszcze …

Wśród chrzestnych dzieci Grzegorza i Justyny, notujemy między innymi obecność jakiegoś Pawła Popielasa. Pięc razy został wybrany jako chrzestny. Może warto by było nim się zainteresować ?

Warto rzeczywiście, bo okazuje się niedługo, że Paweł ożenil się z Apolonią Kaczmarzanką w 1778 r. A nasz Grzegorz Kaczmarek występował jako chrzestny ich dwojga pierwszych dzieci …

Czy Apolonia nie pasowałaby do roli siostry Grzegorza ? Czy oboje nie byliby po prostu dziećmi karczmarza ? Czy ten karczmarz nie mogł mieć na imię Bartłomieja , gdyż Bartkowiak znaczy tyle, co “syn Bartka” ?

Poszukujmy wiec Apolonii w księdze chrztów ….

Jest … w 1760 r…. Apolonia … córka Bartłomieja i Reginy …. opilionum ! Czyli owczarzy.

No, owczarzy często się zmienili w karczmarzy (i odwrotnie) !

W tym przypadku też : kiedy w 1767 r. urodziła się siostra Apolonii, Róża, to Bartłomiej był jeszcze owczarzem; kiedy ta sama Róża umarła w 1769 r. , już ojciec był zwany karczmarzem .

Czeka teraz  nas niemała praca, rekonstruowanie całej rodziny Bartłomieja. Poza Grzegorzem, 10 dzieci, ale z trzech matek. Pierwszy ślub z Reginą (1752) i pierwsze dziecko (1755) w sąsiedniej parafii Niepart. Drugi ślub z Reginą Szymczanką (1757) i trzeci ślub (1775) z Zofią Pawlanką w Konarach. Pozostaje jednak fakt, że Grzegorz, który z całą pewnością należy do rodziny Bartłomieja owczarza i karczmarza, nie posiada własnej metryki chrztu.

Zdarzają się takie kłopotliwe dla genealogów sytuacje. Ale brakująca metryka w tym przypadku była jakby zastąpiona przez “nazwiska” Grzegorza, które pozwalają zidentyfikować zawód i imię ojca.

A co do matki Grzegorza ? Którą wybrać ?

Grzegorz, jak powiedziano powyżej, miał się urodzić ok. 1757 r..

Właśnie pierwsza żona Bartłomieja “ Regina opilissa piaskowska de domo Markowska” (owczarka z Piasek z domu Markowska) zmarła w roku 1757, 13 tego marca “ad partum” : jej zgon był związany z połogiem.

A wiadomo, że w dniu 12 tego marca obchodzi się… święto św. Grzegorza …

Przypuszczenie przeto, że Grzegorz przyszedł na świat powodując śmierć matki , nie wydaje się czystą fantazją ….

Co z tego przykładu wynika ?

Po pierwsze, widać, że poza imieniem, mieszkańcy wsi Konary osiemnastego wieku potrzebowali drugiego elementu identifikacyjnego. Ten identifikator często, (nie zawsze, ale w tym przykładzie tak jest), stworzono od imienia jakiegoś przedstawiciela poprzedniego pokolenia rodzinnego (a więc używano patronimika, np. Balcer, Bartkowiak ).

Wariantem patronimika było nazwisko powstałe na podstawie nie imienia, lecz zawodu ojca (np. Kaczmarek, Owczarczak …). W obu przypadkach, zapamiętano w celach identifikacyjnych poprzednią generację. Życie toczy się dalej. Syn kaczmarza Bartka Grzegorz został po ślubie zięciem Balcera chałupnika. Ba! Nawet u Balcera pracował i nocował. Nie znajdziesz go u Bartka, ale u Balcera ! Chcąc nie chcąc, Grzegorz został dla calej gromady konarskiej oczywistym “Balcerem”. Nikt w tym społeczenstwie nie dbał o obronie “ nazwiska rodowego”. Ani chłop, ani ksiądz. Ten ostatni zapytał może : “ Jak wołają na Ciebie ? ” – “Kaczmarek”, odpowiadał Grzegorz. Ten ksiądz napisał to po polsku “ Kaczmarek”, ten drugi mogł woleć po łacinie napisać “filius cauponis”. Absolutnie ta sama treść informacyjna. Ale początkujący genealog inaczej reaguje . Kaczmarek ? Ale to rodowe nazwisko ! Filius cauponis ? Ale to notatka informacyjna !

Po drugie, rozsądny poszukiwacz musi być oczywiście przekonany, że “Wszystko od razu” nie jest hasłem dla genealoga ! Nie zawsze sposob odnaleźć przodków błyskawicznie, jakby skakając pionowo z jednej metryki do drugiej. Rozwiązanie zagadek genealogicznych potrzebuje czasu, ostrożności i cierpliwości.

To znaczy konkretnie, że przynajmniej poświęcamy trochę czasu na zbieranie wszystkich dzieci danej pary przodków. Zawsze byłem zdziwiony, że niektorzy genealogowie nie umieją odpowiedzieć na takie proste pytanie : “Ile dzieci miała ta para przodków ?” Chyba nie chcieli tracić czasu, ale tracili okazję do zebrania informacji ! Wraz z listą dzieci mamy listę chrzestnych, a wśród nich oczywiście część bliskiej rodziny . Przeciętna para to 10 dzieci, około 20 lat życia rodziców, czyli 10 wzmianek ich nazwiska i zawodu ojca. W ten sposób odzyzkujemy szerszy obraz życia naszych przodków, obserwujemy ewolucję ich nazwiska i ich statusu społecznego, który nie był bez wpływu na nazwiska. Tworzymy w ten sposób solidny grunt na wstawianie hipotez. Genealog nie działa na podstawie jedynego, osamotniego aktu . A zawsze genealogia pozioma łatwiej otwiera bramę genealogii pionowej.

W analizie naszego pierwszego przykładu o Balcerach z Konar, zauważyliśmy, bez większych komentarzy, że ojciec Baltazara, Andrzej, porzucając widocznie bez problemu swoje nazwisko Niziuł, przyjał przezwisko Żurek, chociaż według naszego księdza informatora, mógł być też zwany Konieczny.

Genealog, nieco bezradny, chciałby zrozumieć. Jaka jest logika tego wszystkiego ?

Udajmy się na moment, w poszukiwaniu wyjaśnień, do miasta dalekiego od Konar, do Regensburga, w Bawarii.

Tam, w archiwach prywatnych książąt Thurn und Taxis, niegdyś właściciełi, z łaski Hohenzollernów, dużego majątku w pobliżu Krotoszyna, miejscowy historyk, Edmund Nawrocki, odnalazł dokumenty dotyczące dziejów Rozdrażewa.

Zdobył między innymi taką « perłę » : akt sprzedaży (opublikowany w 2012 roku w wydawnictwie  « Krotoszyn i okolice,Tom VIII) ») .

Dokument z roku 1765 przedłożony przez Szymona Osucha z Nowejwsi

Między uczciwymi Maciejem Kurzawą miejsce okupne, to jest dom z budynkami, z rolami i ze wszystkimi do niego przyległościami, dziedzicem od Hetmana Wielkiego Jaśnie Wielmożnego Pana Dziedzica prawami nadanego i utwierdzonego z jednej /strony/, i uczciwym Michałem Osuszakiem /z drugiej strony/, stawa takowe w niczym nieodmienne postanowienie w ten niżej opisany sposób : Uczciwy Maciej Kurzawa toż samo miejsce z domem, rolami, tak na ozimę, jako i na jarzynę nie zasianymi, łąkami, ogrodem etc., które tylko miał, trzymał i używał, przedaje uczciwemu Michałowi Osuszakowi za sumę złotych polskich dwieście piędziesiąt (dico 250) od pomienionego Michała Osuszaka a teraźniejszego Kurzawę kwituje niniejszym kontraktem i to miejsce ze wszystkimi przyległościami oddaje uczciwemu Michałowi nic a nic nie zostawiając sobie, ani sukcesorom swoim. Tenże zaś Michał teraźniejszy Kurzawa z tego miejsca do Dworu te same powinności i daniny odbywać i pełnić powinien będzie, które Maciej przeszły Kurzawa odprawiał i odbywał jako zwyczajnie na wolnego małego /chłopa/ należy. Które te punkta i inne opisane kondycje takiego walora będą powinny /mieć/, jakoby Księgami Ratusznymi Krotoszyńskimi zapisane były.
Działo się w Rozdrażewie dnia 2 kwietnia 1765.

Maciej Kurzawa stary. Michał Kurzawa teraźniejszy piórem trzymanym. Bartłomiej Rzekiecki, ławnik przysiężny. Antoni Staszkiewicz. Michał Marek. Andrzej Kubiak. Rękami trzymanymi.
Między wzwyż wyrażonymi osobami tę ugodę i przedaż dobrowolną mocą zwierzchności mojej aprobuję. Die 5 Mai 1765 AD w Zamku Krotoszyńskim. M. Wągrowski, Komisarz.

Jak wynika z treści tej transakcji, z przeniesieniem do innych rąk własności gospodarstwa nastąpiło też natychmiastowe przeniesienie « nazwiska » posiadacza (wobec tego, trudno będzie nam mówić o « nazwisku rodowym »).

Oto klucz do naszych małych i wielkich tajemnic (czyli koszmarów) genealogicznych.

Ażeby dokładniej pojąć ustosunkowanie się naszych polskich przodków do swoich « nazwisk » , musi nastąpić w pewnym sensie jakaś « rewolucja kopernikowa ». Nie patrzyli na nie jako na skarb niezmienny i niedotykalny, jako na twardy i święty fundament ich dziedzicznej tożsamości, tak jak my dzisiaj. Dostosowali się do nich bardziej swobodnie, jakoby z dystansem : nazwisko wyrażało od razu ich status, a przede wszystkim, to co posiadali. Patrzyli na swoje nazwisko tak jak patrzyli na swoje dobra, na swoje grunty. Jeżeli ta własność, jeżeli to, co mieli w rękach, się zmieniło, to nazwisko się zmieniło. I w tym żadna tragedia ! Tak postępowali szlachcice w Średniowieczu, którzy podpisali się Grębowscy, jeżeli posiadali wieś Grębów, a zmieniali się bez wahania w Wolskich, jeżeli się udało im nabyć większe i bogatsze dobra gdzieś tam w Woli.

Jaki był punkt widzenia tych, którzy jako przedstawiciele dworu zarządzali majątkami wiejskimi ? Dla nich, nazwiska rodowe mieszkańców położonych pod ich wladzą, poddanych lub wolnych, nie miały aż tyle znaczenia. Istotne było tylko to, aby każde gospodarstwo wypełniło swoje obowiązki wobec dworu, zależnie od statusu właściciela. Domy, gospodarstwa i pola miały swoje własne nazwy, trwałe i niezmienne, sięgające czasem do Średniowiecza, i to było dla dworu ważne i praktyczne. Z okazji różnych tranksakcji, ślubów i spadków, zmienili się oczywiscie posiadacze tych kawałków ziemi. Ale to ci ostatni musieli się przystosować, adoptując nazwę swoich własności.

Rozważmy to, co napisał w roku 1786 ks. kanonik Antoni Rontz, ten zadziwiający proboszcz wielkopolskiego miata Wieleń, który opierając się na księgach parafialnych i na ustnych przekazach osób starszych , zrealizował genealogię wszystkich swoich wiernych :


(..)
po wsiach polskich ludzi nie po ojcu ale po miejscu nazywają.
Zwyczaj ten, że kmiecie, zagrodnicy, budnicy na nowe od miejsca, które osiadają przezwisko biorą, po całej Polsce uznawany jest i zasadza się poniekąd na zwyczajach innych krajów, gdzie częstokroć mężczyzna odbierający dobra macierzyńskie lub żonine, imię familijne matki lub żony przyjął, bo i już u Izraelitów to się czasem stało (…). Lecz w Polsce ten zwyczaj, że miejsce gospodarzowi imię daje tak powszechny jest, że i tym przezwisko przeszłych gospodarzy dają, którzy miejsce ich osiadają lubo ni matki ni żony z tego miejsca nie mają. Do tego częstokroć ludziom z płonnych racji inne przezwisko dają imię Błażej u pospólstwa jest Błoch i stąd potem wszystkich potomków Błażejów nazwano Błochami. Jeden miał imię Marek, Kazimierz; i potomków jego nazwano Markami, Kazimirusami. Inny robił manią ręką i zwano go Manią. Inny chodził zawsze w jasnych sukniach i nazwano go Jaśniakiem. Jakie zaś to w genealogii zamieszanie czyni, kiedy czasem jedna osoba dla tych przyczyn kilkorakie przezwisko ma, to jest, jedne od ojca, drugie od matki, trzecie od żony, czwarte od miejsca, a piąte z wymysłu ludzkiego i kiedy ojca inaczej zwano jak syna a dziada inaczej jak ojca, każdemu jawna jest.

(tekst odnaleziony przez pani Katarzynę Krüger)

Ksiądz kanonik miał rację, takie zwyczaje mogą nam nieco skomplikować badania .

Nie zawsze będzie nam dane odnaleźć w metrykach podwójne nazwisko, pierwsze « a patre » (od ojca), a drugie « de fundo » lub « a loco habitationis »  (od własności lub od miejsca zamieszkania).

W 1819 roku, w Lutogniewie, z okazji chrztu Magdaleny Piorunek, ksiądz napisał, że dziewczyna urodziła się od Piotra Wawrzyniaka  « kmiecia na Piorunkowem » i od Franciszki Piorunek.
Łatwo nam w tym przypadku zrealizować, że mąż przyjał od żony nazwisko. Ale często, księgi parafialne nie wyrażają się tak oczywistym głosem.

W 1818 roku, w parafii Rozdrażew, wydaje się na pierwszy rzut oka, że nie ma żadnego śladu Ignacego Kolendy, który podobno tu miał się urodzić. No i rzeczywiście tutaj się urodził, tylko, że go zarejestrowano -tak jak trzech ze swojego rodzeństwa- pod nazwiskiem Reszel, bo jego ojciec Idzi Kolenda poślubił Agatę, wdową po Filipie Reszelu.

W 1826 roku, w Golejewku, Wojciecha Żurka nie widać; okazuje się jednak, że występuje w metryce chrztu jako Wojciech Subera. Jego matka bowiem, Klara z domu Jarosz, była drugą żoną Antoniego Żurka, który w 1825 roku pochował Mariannę z domu Subera, i nadal używał nazwiska swojej pierwszej żony.

Zapraszam teraz do zabawy z nazwiskami w osiemnastowiecznym wielkopolskim miasteczku.

W latach 1786-1793 czworo dzieci  urodziło się od tej samej pary rodzicielskiej w Dobrzycy (pow. pleszewski) : Agata, Kacper, Elzbieta i Jakub. Niebawem zresztą pożegnali się z tym światem : Agata zmarła w następnym dniu po chrzcie świętym, Kacper przeżył 6 miesięcy , a Jakub trzy lata ; co do Elżbiety, potrafiła mieszkać na tej ziemi aż 10 lat.

Ich rodzicami byli sławetni Tomasz i Marianna … ale jakie nazwisko im przypisywać ? Na razie nie wiemy !

Nie dlatego, ze źródła nasze o tym milczą, nie, po prostu … każda metryka chrztu podaje co innego. Agata w 1786 r. się urodziła od Szableskich; Kacper w 1787 r. od Długojurdzińskich ; Elżbieta w 1788 r. od Olęderków, a Jakub w 1793 r. od Szukałków.

Ratuje nas w tej sprawie po pierwsze akt ślubu z 1785 r. : Tomasz Szableski – wdowiec- ożenił
się z Marianną Olęderkowną .
Więc jak widać Tomasz uzył nazwiska drugiej żony : OLĘDEREK

Ratuje nas po drugie akt małżenstwa z 1770 r., z którego się dowiadujemy, że jakiś Tomasz « Długojorga » brał ślub z wdową Jadwigą Szablewską. Od tej ostatniej się urodził w 1772 r.. jedyny syn Paweł rejestrowany jako rodzony od Tomasza Długojorgi i Jadwigi.
Pierwszym mężem Jadwigi był sławetny Kazimierz Szablewski urodzony w 1732 r. a zmarły w 1770 r. , z którym wyszła za mąż już w 1758 r.
Jadwiga sama umarła w 1784 r. , a w jej metryce zgonu pisano także nazwisko Szablewska.
Jak ponownie widać, Tomasz użył także jako swojego nazwiska poprzedniego męża jej pierwszej żony: SZABLEWSKI .

Poszukajmy teraz aktu urodzenia Tomasza Długojorgi w księgach parafialnych Dobrzycy. Ale daremnie ! Zdecydowanie nie figuruje już nigdzie to nazwisko …

Owszem, ale znaleziony w 1739 r. akt ślubu uratuje nas po raz trzeci : Tomasz Długi Jorga z Olędrów ożenił się z Katarzyną Szukalanką z Dobrzycy. Z tej pary się urodziły czworo dzieci, a wśród nich właśnie nasz Tomasz w roku 1742 . W czterech aktach chrztów widnieje tylko jedno nazwisko : Szukałka.
Więc jak widać Tomasz (idąc śladem za ojcem) użył także nazwiska swej matki : SZUKAŁKA.

Wbrew tego wszystkiego zamieszania, pierwotne nazwisko odojcowskie nie zostało zapomniane : Długojurga przymienił się w Długojurdzińskiego, a w końcu w Jurdzińskiego (jak wynika z aktów zgonów z końca 18 tego wieku).

Tomasz Długi Jorga ojciec był z Olędrów , czyli ze wsi należącej do sąsiednej parafii koźmińskiej. Czy tam znajdziemy jego metrykę urodzenia ?

Bez problemu. Tomasz urodził sie w Olędrach w 1715 r. od Jakuba i Zofii Długich, a sam Jakub w 1681 r. od Wojciecha i Ewy Długich Jurgów …

Nie żegnajmy się za wcześnie z Dobrzycą, bo tu mamy inny ciekawy przykład, tymrazem z początku dziewiętnastego stulecia.

Od drugiego dziecięciolecia tego wieku, sześć osób o nazwisku Goliński założylo tam rodziny, ale nikt z tego rodzeństwa z pewnością nie urodził się w tym miasteczku. Figurują w 1841 roku w metryce zgonu ich ojca, Mikołaja Golińskiego, od 1827 roku wdowca po Łucji z domu Stasiak. Mikołaj i Łucja zawitali do Dobrzycy przed 1811 rokiem (to rok urodzenia ich ostatniego syna).

W okolicznych miejscowościach, nie ma Golińskich. Co prawda, to nie jest rzadkie nazwisko, ale po prostu Mikołaja i Łucji Golińskich nigdzie nie ma.

Ośmielmy się ryzykować hipotezę : zważywszy na ten okres czasu i na fakt, że nazwiska kończące się przez przyrostek -ski zwykle są nazwiskami odmiejscowymi, czy nie można by przypuszczać, że Mikołaj i Łucja mają jakiś związek ze wsią Golina, która leży nie tak daleko od Dobrzycy ?

No, trafiliśmy ! W Golinie zjawiła się w 1805 r. i w 1806 r. para – Mikołaj i Łucja Leśniakowie. Tylko z okazji dwóch chrztów. Trochę za mało. Ale jeden ojciec chrzestny, to brat Mikołaja, Kazimierz Leśniak, z bliskiej parafii Potarzyca.

Zwiedzajmy tę parafię. Po odczytaniu ksiąg, oto ślub Łucji Stasianki i Mikołaja Leśniaka, oraz ich metryki urodzenia i wszystkich tych dzieci, które ślub zawarły później w Dobrzycy.

Wystarczył krótki pobyt w Golinie, aby powstało w Dobrzycy nowe nazwisko dla nowych przybyszy.

To nie przykład jedyny. W tym samym okresie, Jan Wyduba ze wsi Staniew, ożeniony w 1790 roku w kościele koźmińskim z Łucją z domu Kaczmarek, po 1805 roku osiedlił się w Olędrach : już definitywnie został nazwany Staniewski.

Przed rokiem 1800, oczywiście nie brak podobnych przykładów. Chcialem pokazać, że w pierwszych dekadach dziewiętnastego wieku, nasze polskie nazwiska nie były jeszcze skamieniałymi utworami, ale nadal czymś żywym, w stałej ewolucji. W naszych poszukiwaniach, możemy czasem dotykać z bliska genezę nazwiska, które nosimy lub które nasi przodkowie nosili.

Chrystian Michał Orpel

 » Serdeczne podziękowania dla pani Aleksandry Delrieu za pomoc w skorygowaniu wersji polskiej tego tekstu »